9/18/2011

Sean Penn lover

Zdradzę Wam jeden z moich sekretów. Podkochuję się w Seanie Pennie. Do moich pasji należy oglądanie filmów z nim tylko po to, by sprawdzić, czy w którymś z nich uśmiecha się tak uroczo, jak w "Obywatelu Milku".
Och, Harvey...

Niestety, na uśmiech bardzo rzadko się zdobywa. 
Bardzo lubię te filmy, w których Sean nie jest nikczemny albo przynajmniej jest przyjazny w swoim byciu złym człowiekiem. Lubię takiej, jak obejrzany wczoraj "Słodki drań" jest w pewnym sensie inny od innych filmów Woody'ego Allena. Może dlatego, że nie odbija się po nim Allenem? Może dlatego, że brak w nim tych cynicznych, kpiarskich żarcików? Jednocześnie niezwykle zabawny, dobrze przy nim odpoczęłam.

No i ciutkę taki trainspotting, hm?




A moje ulubione kąski to:
'Tree of Life'


Mistrzowskie '21 grams'


Miszka

'Przełamując fale" (nie mylić z "Pokonamy fale")

Obawiam się, że nieprędko odczepię się od Larsa von Triera. Jak to zrobić? Najpierw taki cwaniak oczaruje Cię emocjami, wspaniałymi efektami i ujęciami. Kiedy pomyślisz, że jest efekciarzem, w ręce wpadnie Ci film "Przełamując fale"...(realizacja w duchu Dogma 95 <klik>). Ja tam za Dogmą nie przepadam, o czym już pisałam w notce o 'Melancholii'. Jednak bez wątpienia, nadaje ona filmom niecodziennego wyrazu a(U)rtystycznego.Tu warto przeczytać wywiad z LarsemWitki opadają, poważnie.
Nie znoszę streszczania fabuły. Znów posyłam Was na filmweba.

Bess


Postać-symbol. Mieszanka Chrystusa i Marii Magdaleny. W oczach ma naiwność i miłość, z nutką szaleństwa. Już po pierwszym spotkaniu z Bess orientujesz się, że „coś jest z nią nie tak”. Po chwili wsiąkasz w jej świat i zakochujesz się. Obce mi jest zakochanie się w jej postaci. Rodzi się we mnie raczej (to cholerne!) współodczuwanie i głęboka troska, świadomość, jak ciężko być nadwrażliwym człowiekiem w tym świecie i w społeczności, w której Bess żyje.  Chcesz jej pomóc, biec na ratunek. Dokładnie tak. Jednocześnie nie możesz patrzeć na jej głupotę i autodestrukcję. Von Trier chyba lubi doprowadzać widza do konfliktu wewnętrznego.
    Jej postać można rozpatrywać na 2 poziomach. Jak wszystko...Ten płytki (stosowali go mieszkańcy miasta) doprowadza do kilku wniosków: Bess jest wariatką, Bess jest dziwką, Bess jest grzesznicą. Najlepiej by było ją spalić na stosie, albo "zlitować" się i zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
Tylko kilka osób (Jan, Dodo, matka – pół na pół, dodałabym tu jeszcze dr Richardsona) patrzą głębiej (mam nadzieję, że Wy też). Bess jest absolutnie wyjątkowa. ! Każda z tych osób próbuje ją chronić na swój sposób. Dodo udziela jej wsparcia, daje dobre rady, broni Bessie przed bezdusznymi mieszkańcami. Matka nie jest już tak wyrozumiała. Kocha córkę, ale wstydzi się za nią…bo co powiedzą sąsiedzi, ksiądz, rada starszych? Znajduję w sobie dużo zrozumienia dla tej matki... Myślę, że ciekawym byłby ten film opowiadający tą historię, ale właśnie od strony matki... Jan „dba” o swoją żonę zupełnie inaczej. Dla niego Bess jest ukochaną kobietą, której nie trzeba zmieniać ani izolować. Nie no, na Jana muszę poświęcić odrębny akapit.

Dlaczego Bess powoli umiera dla tego „obleśnego dziada”? Dlaczego nie zostawi go i nie ratuje siebie? Takie pytania nasuwają się gdy patrzysz, jak ta wrażliwa dusza oddaje się beznamiętnie innym mężczyznom. Swoją drogą…czy nie mogliby oni być odrobinę mniej odrażający?;) nie, bo Lars, to Lars. Dopiero po śmierci Bess uświadamiasz sobie, kto tak naprawdę zawinił. (Zawinił? Niepotrzebna ocena. Taka kolej rzeczy, tak to właśnie musiało być.) To była miłość. Piękna miłość. Porównywanie Bessie do Chrystusa jest bardzo wyraźne. Przepełniona miłością i nakazem Bożym, kroczy swą drogą krzyżową. Opluwana, kamienowana!,wytykana palcami…ba, nawet biczowana! Oddała swoje życie i „zbawiła” Jana”
 
Jan

Człowiek obcy mieszkańcom, istny szatan z odległego świata. Od samego początku reżyser każe nam lubić tę postać coraz mniej i mniej, aż w końcu zapałamy do Jana obrzydzeniem. Osobiście, nie miałam takiego odczucia. Raczej przyglądałam się jego postaci z ciekawością. Nie widziałam w jego zachowaniu na początku filmu niczego, co byłoby złe czy okrutne w stosunku do Bess czy innych... Co działo się później... Tak, to było złe. Evil in his head. Ja poddałam się grze von triera, jak dziecko. Dopiero w momencie podpisywania dokumentu, na mocy którego Bess miała trafić do szpitala psychiatrycznego i już nigdy nie zobaczyć męża, oświeciło mnie. Jan nie jest zły! 
  Życie tej pary przed wypadkiem było sielankowe. Tańce, seks, poznawanie się wzajemnie. Wypadek przekreślił wszystko (wg Jana). Dla niego, to był wyrok. Czemu się nie dziwimy. Wykreowany na egoistyczną świnię bohater, tak naprawdę chce ratować Bess. Przepiękne. Tym ratunkiem ma być jego śmierć. Kiedy odmowa leczenia, a nawet próba samobójcza nie przynoszą skutku, Jan postanawia „umrzeć” w inny sposób. Robi wszystko, żeby Bess go znienawidziła i uciekła od niego. Przepiękne. Kolejnym krokiem miało być zamknięcie żony w szpitalu. Jak pokazuje nam akcja filmu i te działania są jałowe. Dlaczego? Jan ratuje Bess, a ona jego. On robi wszystko, by umrzeć, ona, by żył. Przepiękne. Miłość?



Niech ktoś obejrzy ten film i zachwyci się ze mną! Wczoraj rozmawialiśmy o nim z Pawłem, przez dobrą godzinę. Tutaj wszystko jest doskonałe. Muzyka, podział na rozdziały (i te kawałki muzyczne otwierające każdy z rozdziałów! Miód!), ujęcia z ręki pozbawione efekciarstwa. Jest tylko piękna i smutna historia i misterna sieć działań bohaterów. Mówię z całą odpowiedzialnością – „Przełamując fale” to najlepszy z filmów, jakie widziałam do tej pory. U mnie też w czołówce. Uderzający. Rzucił mną o ścianę. Takich filmów prawie się nie robi. Taki szczery, prosty, niecodzienny... Bardzo mnie zadziwił. Zasmucił też. Trochę. Mogłabym o nim pisać bez końca!
Wczoraj dyskutowaliśmy długo o samym reżyserze i o zarzutach kierowanych w jego stronę (obalaliśmy je pięknie). Na szczęście mamy dokładnie takie samo zdanie. Gdyby jednak ktoś chciał się kłócić, jestem chętna. Może Paweł jeszcze coś napisze? Czuję, że nie wyczerpałam tematu, chyba się nie da. Zapomniałam wspomnieć o absolutnie wyśmienitej grze aktorów. Emily Watson powinna była dostać tego głupiego Oskara!


Ocena 100/10

Marlene
Miszka 
PS w podobnym duchu jest nakręcony kolejny film von Triera "Idioci", daje fajne przemyślenia, świeże dość, polecam!