Początek listopada jeszcze nigdy nie był
tak smutny i jednocześnie piękny (w czysto wizualnym ujęciu).
Po długiej i trudnej przerwie powracam z
3 częścią jesiennego cyklu. Postanowiłam
odejść na chwilę od muzyki i skupić się na filmie. Dzisiaj zaproponuję 2
dzieła, które wywarły na mnie spore wrażenie, zatrzęsły gruntem pod
stopami.
Jeden z nich przedstawia człowieka, który
robi wszystko, by stać się kimś innym. Bohater drugiego filmu zostawia
wszystko, by być sobą. Cholernie smutne
to wszystko.
1. „Być jak John Malkovich” – majstersztyk
duetu Jonze - Kaufman (zachwycaliśmy się nim tutaj)
KOMEDIA?!
Historia człowieka,
który tak bardzo chce podobać się innym i podnieść samoocenę, że zatraca
siebie. W swoim śmiesznym pragnieniu bycia kimś „fajniejszym” rujnuje wszystko,
co posiadał. Jak zdesperowanym i nieszczęśliwym trzeba być, żeby zrezygnować z
siebie samego?
Chyba każdy
przynajmniej raz w życiu pomyślał: „Chciałbym być nim/nią, chociaż na chwilkę”.
Co może się wydarzyć, gdy taka myśl wyjdzie poza sferę marzeń? Ten film doskonale
to obrazuje.
I co, śmieszne? Nie
wydaje mi się. To nie jest komedia (ani czarna, ani inna). To czysta tragedia.
Co z tego, że okraszona takim ogromem absurdu? Ach, nie chcę się wkręcać znów w
wysławianie Charliego Kaufmana. Dobra, tylko jedno słówko: GENIUSZ.
Dlaczego ten film
niebezpieczne zahacza o 10/10?
- Charlie Kaufman
(i wszystko jasne)
- Spike Jonze (tu
też)
- konstrukcja
postaci: charakter, zachowanie, wygląd, och! (czy ja znowu wracam do Kaufmana?)
- dawka absurdu,
która w sumie powinna być zakazana (Kauf…)
- bardzo dobra
muzyka
- John Malkovich
(nie muszę nim być, ale chciałabym chociaż na chwile mówić jego głosem)
- John Cusack
(czasem zagra w jakimś gówienku, ale ma na koncie dużo dobrych ról)
- Cameron Diaz w zupełnie innym wydaniu
- dotyka kwestii,
których nie rozkminia się zbyt często, zmusza do przemyśleń (długich i
intensywnych)
2. "Wielki błękit" Luca Bessona ...bo chyba nie tylko "dzieci
kochają delfiny"
Historia piękna i smutna, momentami frustrująca. Sama nie wiem, co sądzić o głównym bohaterze.
Z jednej strony go podziwiam - był wolny, nie oszukiwał się, żył według swoich
zasad. Dlaczego mnie irytował? Zupełnie nieprzytomny, nieprzystosowany,
momentami drewniany. Tak bardzo pochłonięty „błękitem”, że życie ziemskie stało
się niepotrzebnym dodatkiem - „Co z tego, że mam dziewczynę, której
spłodziłem dziecko?”. Jako kobieta byłam
na niego wściekła.
Drugi bohater – Enzo (wspaniała rola
Jeana Reno!) - jest równie zakochany w podwodnym świecie. Do tego chce być
najlepszym nurkiem – nawet za cenę zdrowia, życia. Zapatrzony w siebie, arogancki, inteligentny,
ekstrawertyczny. Wydaje się być przeciwieństwem swojego młodszego kolegi po
fachu.
10/10
Relacja Jacques-Enzo to moim zdaniem
najlepszy motyw w filmie. Na wyróżnienie zasługują także: muzyka (nadaje
świetny klimat, szczególnie w „podwodnych” momentach) i piękne ujęcia.
Bardzo „refleksjogenny” obraz. Każdy z
nas gdzieś, w coś ucieka. Muzyka? Film? Gry? Sport? Alkohol? Zakupy? Może nie
jest to tak spektakularne, jak nurkowanie w ciemnej głębi oceanu…
Marlene
Marlene