10/02/2011

"A real hero" - po obejrzeniu "Drive" słów kilka.






 Nie lubię pisać "recenzji" zaraz po obejrzeniu filmu. Zdaję sobie sprawę, że wtedy moimi myślami żonglują emocje. Cóż, mam kaprys i napiszę, a co.
Przed wczorajszą wycieczką do kina nie miałam kompletnie żadnego nastawienia. Jak zwykle nie czytałam o filmie, broniłam się przed zobaczeniem trailera. Wiedziałam tylko, że "gościu będzie jeździł samochodem". Tylko czemu "Drive" określano jako film akcji?
Pierwsze minuty to wyjaśniają. Jest napad, jest pościg, jest skok adrenaliny. Od początku jednak widać, że "coś tu nie gra". Główny bohater prawie nic nie mówi, ma maślane spojrzenie i żadnych emocji na twarzy. Jednocześnie jedzie 200 km/h autostradą pod prąd, nad jego samochodem krąży  helikopter policji.
Driver jest chłopakiem do wynajęcia (ale tylko na 5 minut! Cóż za piękna kwestia!). Pracuje w warsztacie Shannona (ej, to tata Malcolma!), dorywczo jest kaskaderem na planie filmowym, czasem bierze udział w napadach, a tak w ogóle, to chciałby zostać kierowcą wyścigowym. Dziwnie to brzmi, nie? O dziwo, wszystko tu pasuje.
Film romantyczny?
Później poznajemy go z zupełnie innej strony. W jego życiu pojawia się Irene (żadnych słów, spojrzenia mówią więcej) i jej syn Benicio. Jest pięknie - spotkania, przejażdżki, opieka nad Beniciem, delikatny dotyk. Wszystko bez jakichkolwiek wyznań, aktów miłosnych. Moja kobieca natura skakała we mnie z radości, ale za chwilę pomyślałam: "Driver nie jest takim miśkiem, coś się wydarzy".
Z więzienia wychodzi Standard (latino-złodziejaszek z silnym postanowieniem poprawy)- mąż Irene. Cios? Oczywiście przyjęty na zimno. Nasz bohater skręca części samochodu w zaciszu swojego mieszkania.  Późniejsze wydarzenia przewracają wszystko do góry nogami. (Chyba wpędziłam się w streszczanie fabuły, niestety). Zrobię przerwę, nie będę zdradzać wszystkiego, bo pewnie jeszcze nie wszyscy zobaczyliście film.
Motyw poświęcenia chyba jest jednym z moich ulubionych... a może na ten temat po prostu powstają dobre filmy? (Wróciłabym teraz chętnie do "Przełamując fale". Towarzyszyły mi jednak dosyć ambiwalentne odczucia. Jakaś część mnie, chciała powiedzieć "Chłopie, opanuj się, zabieraj kasę i uciekajcie", Driver mnie w pewnym sensie wkurzał. Może to ta męska duma? Zawziętość? Z drugiej strony byłam pełna podziwu, wzruszona. Wiedziałam, jak to wszystko się skończy. Cholera, prawdziwy bohater.
OCENA: 8.5/10
za co?
- wspaniały klimat. (nawet przypomniało mi się, jak parę lat temu grałam zawzięcie w GTA)
- świetna gra aktorska. Jestem w szoku...można grać nawet samymi gałkami ocznymi;)
- kreacja bohaterów (och, uwielbiam zagadki psychologiczne), sam ich dobór - palce lizać!
- mam ochotę przybić piątkę kostiumografowi.       no i ta kurtka!
- budowanie napięcia w przemyślany sposób
- absolutnie genialna ścieżka dźwiękowa!
- scena w windzie - jedna z lepszych jakie widziałam w tym roku
- nie nudziłam się nawet przez sekundę (jestem chyba jednak odosobniona  w tej opinii, ludzie z filmweba oczywiście się wynudzili...)
-otwarte zakończenie
Nie jestem w stanie wymienić żadnej wady tego filmu! Może jak emocje opadną?
deser:

Marlene

edit: emocje opadły, film został "przetrawiony". Zatem zmiana oceny: z 9.2 na 8.5 - (film nie stracił w moich oczach. Uważam, że jest bardzo dobrym dziełem. Opadł jednak entuzjazm i pewien czar, który przy niektórych filmach utrzymywał się nieco dłużej. Ocena nie ulegnie już zmianie! Ech, być kobietą...:)