7/26/2011

O "Melancholii" (nareszcie!)

Tak dużo czasu minęło nim w końcu zobaczyłam ten film. Czy to tak wiele zdarzeń, rzeczy stało na przeszkodzie, czy może podświadomie nie chciałam trafić do kina?

Wyszłam z seansu milcząc i ten stan zdaje się być w tym momencie naturalny.
Dużo bliskich, znanych emocji uchwyconych doskonale, ale... z tym przesunięciem w czasie. Spóźnionych.
Ktoś napisał, że von Trier jest kobietą. Ja mogę się pod tym podpisać. Życie, gdy mu się przyjrzeć z bliska jest niebywale dziwne. Przychodzą i odchodzą od nas pewne trendy, myśli, zastanowienia, medytacje. Obecnie dotyka mnie jednostkowe spotykanie dekadencji naszych czasów. Samotności człowieka w świecie pełnym ludzi. Pokazuje to w swoim obrazie Lars von Trier, pokazuje to w "Cząstkach elementarnych" (Les particules élémentaires) Michel Houellebecq. To dzieła na ten moment dla mnie. Stoję i patrzę na życie tak, jak von Trier z kamerą w ręku. (Ten sposób jej prowadzenia ciągle mi nie odpowiada, ciągle odciąga uwagę od clue... Tak ciężko przez to ogląda mi się "Idiotów"...).


Jestem w obojętności? Nie, raczej w cichym przyzwoleniu dla życia na dzianie się. To bycie w nie-byciu. Figura się domknęła.



Miszka



Chciałabym umieć pisać o filmach  "na zimno" - oceniać sam obraz, ujęcia, światło, motywy, muzykę, fabułę. Nie potrafię jednak odseparować tych rzeczy od wrażenia całości. No właśnie, z kina wychodzę z WRAŻENIEM. "Melancholia" mnie dotknęła, głęboko i mocno. W trakcie seansu dusiłam w sobie krzyk, łzy zagościły na moim dumnym obliczu. Myślałam, że po miesiącu od obejrzenia, emocje opadną.
Skąd ten wewnętrzny krzyk? Filmowe siostry i reszta bohaterów wręcz ucieleśniali moje wszystkie lęki. Nie potrafię opisać tego, co czułam. Ludzkie pragnienia spokoju, miłości, pieniędzy, dobrych relacji z bliskimi, bezpieczeństwa...wszystkie stały się w jednej chwili czymś śmiesznym, małym, nieistotnym.
Lars von Trier uraczył widza po raz kolejny pięknym obrazem. Zwolnione tempo, przepełniona emocjami muzyka, delikatnie poruszający się materiał sukni ślubnej, zawieszenie, poczucie nadchodzącego końca (każdy pokazuje wtedy swoją prawdziwą twarz, odważni ojcowie rodzin stają się tchórzami) , strach, niewzruszona twarz Justine. Coś pięknego.
Po prostu nie potrafię ocenić tego filmu. To wszystko jest zbyt osobiste. Zbyt, zbyt. 
Jeżeli von Trier jest kobietą, to darzę go homoseksualną fascynacją. Dekadenci patrzą szerzej.

Marlene 

Wszystkich czeka śmierć. Nie ma znaczenia, czy jesteś dobrym człowiekiem, smutnym, głupim, samotnym, złym lub. Tak, to bez znaczenia, gdyż umieramy tak samo - bez wyjątku. Tylko z mojej perspektywy von Trier myli się, ofiarowując ludzkości wybawienie, czyli zbliżającą się do Ziemii Melancholię. Wybawienie, którego nie zauważa sam reżyser. Błogosławieństwo zapewniające iście niebiańską anihilację. Szansę na najdoskonalszą śmierć. Nie chcę tłumaczyć, dlaczego jest cudowna, ale wierzę w waszą przenikliwość. Gorąco wam życzę takiej śmierci, kochani.

ps. Cząstki dobre, ale ciekawe, czy Ryszard Siwiec zgodziłby się z autorem?
pps. A rację ma Phil.

paweł



Ciekawe, co myślałby Ryszard Siwiec, gdyby żył.

Majk


I po wieczorze francuskim...

Dzięki uprzejmości Mateusza mamy parę fotek z imprezy. Większość przedstawia pokaz Klaudyny  . Dzięki za przyjście i do następnego!